Opracowania

Stowarzyszenie o nazwie Towarzystwo Przyjaciół Chorych Hospicjum im. Bł. Edmunda Bojanowskiego, mając pełną świadomość, że podejmuje się zadań, które na terenie Bochni, były wcześniej prowadzone przez poprzedników w różnych formach działalności społecznej, przedstawia krótki szkic, przedstawiający rozwój ruchu hospicyjnego.

Przedstawienie zarysu historii opieki nad chorym w świecie chrześcijańskim ma na celu podkreślenie tej kontynuacji oraz podkreślenie, że nie jesteśmy oryginalnymi twórcami, a jedynie kontynuatorami i modyfikatorami, gdyż życie niosące nowe warunki, a zarazem możliwości takich modyfikacji wymaga.
Śmierć jest jedną z największych i jednocześnie najtrudniejszych do zrozumienia tajemnic ludzkiego istnienia. Człowiek nie wie, kiedy śmierć go dosięgnie: w młodości czy w starości, podczas uczty czy snu, na wojnie czy w wypadku / L. Seneka /.
Nikt nie może doświadczyć własnej śmierci, gdyż nikt jej osobiście w pełni nie przeżył. Niemniej jednak śmierć jest obecna w życiu. Różne są poziomy uświadomienia śmierci zarówno przez człowieka, jak i przez kolejne epoki historyczne od lęku i obawy poprzez pogodzenie się, aż do oczekiwania na nią. Różne są stopnie zaciemnienia i rozjaśnienia obecności śmierci/ Max Scheller /, ale sama śmierć obecna jest w życiu.
Człowiek nie doświadcza bezpośrednio śmierci. Doświadcza jej pośrednio poprzez poczucie utraty bliskich, którzy odeszli. Śmierć pozostawia po nich pustkę w życiu /św. Augustyn / bolesną „obecność nieobecności” /J. Tischner / Każdego dotyka śmierć inaczej i dlatego ,jeśli jest stara jak świat” to za każdym razem zaskakuje swoją młodością .Do każdego przychodzi na nowo. Śmierć może mieć znaczenie heroiczne ,męczeńskie lub sankcyjne /Tischner/, wyzwoleńcze, czy też być zwieńczeniem dzieła życia /Epitekt, F.Bacon / Może być śmiercią dla samego siebie, ale może być także dla innych /P.Teilhard de Chardin/ Każde z wymienionych stwierdeń zakłada istnienie innych ludzi jako świadków śmierci. Kiedy jedni szukają więzi z bliskimi, inni uczą, że lepiej wkroczyć w śmierć w całkowitym osamotnieniu . Jedno jest pewne, nikt w śmierci nie może nas zastąpić, że umiera się samemu. / B.Pascal /
Śmierć spleciona jest z życiem w sposób nierozerwalny. Nadaje ona powagę życiu, pomaga odsiać ziarno od plew, poświęcić się temu, co jest godne życia / Seneka,Kirkegard/ bardziej myśleć o wieczności niż o życiu. Świadomość śmierci czyni życie twórczym, gdyż nie pozwala nam wszystkiego przekładać na jutro /Frankl/
Myśl o śmierci i doświadczenie umierania rodzi w człowieku lęk. Wszyscy filozofowie uczą, by wyzbyć się lęku, wskazując przy tym różne racje.
Człowiek lęka się śmierci, dlatego, że jej nie rozumie /Epiktet/.

Często lęk wypływa z niewłaściwych wyobrażeń co do losu zmarłych /A. Smith/ Ten kto prowadzi życie uboższe i bardziej wegetatywne, bardziej lęka się śmierci niż ten, kto jest bogatszy w duchowe siły /H.Elzenberg/. Dla chrześcijan śmierć nabiera pełnego sensu dopiero w śmierci Jezusa Chrystusa. Bez Chrystusa śmierć„jest postrachem natury’ .Chrystus jako Bóg i Człowiek połączył to co wielkie z wszystkim co nędzne. Cierpiał i umarł, by uświęcić śmierć. W Chrystusie dla tych, którzy wierzą, śmierć staje się święta / B.Pascal /
Śmierć choć jest najbardziej indywidualnym, osobistym przeżyciem ma również wymiar społeczny. Społeczności plemienne, wspólnoty religijne od zawsze w różnych formach uczestniczyły w przygotowaniu do śmierci swoich członków, towarzyszyły im w tym czasie, starając się w/g aktualnych poglądów zapewnić jak najlepsze warunki umierającym.

Chrześcijaństwo w minionych epokach koncentrowało się na zapewnieniu opieki duchowej, często pomniejszając, a nawet pomijając kwestię niesienia ulgi w cierpieniu fizycznym . Nauka miłości bliźniego, ukazana przez Chrystusa na konkretnym przykładzie dobrego Samarytanina, miała jednak przełożenie na praktykę , życia chrześcijan.

Już pierwsze gminy judeo- chrześcijańskie praktykowały instytucjonalnie opiekę nad ubogimi i chorymi przez posługę diakonów. Z pierwszym dokumentem Kościoła, dotyczącym opieki nad chorymi spotykamy się w uchwałach Soboru Nicejskiego w 325 roku ; w kanonie 70 ustalono ,że każde miasto powinno posiadać przytułek dla chorych, pielgrzymów i ubogich , w miejscu odosobnionym i pod nadzorem zakonnika.

Najstarszą znaną fundacją szpitalną był przytułek ufundowany przez matronę rzymską Fabiolę w Rzymie w 381. Od tego czasu przez stulecia powstawały tysiące takich fundacji mających na celu sprawowanie funkcji opiekuńczych i leczniczych nad najbardziej potrzebującymi. Zwano je początkowo z grecka Xenodochiami, nosocomiami , a później w brzmieniu łacińskim hospicjami. Wiele tych fundacji w uwspółcześnionej formie funkcjonuje do dzisiaj, służąc chorym nawet w tych samych budynkach np. szpital Duchaków de Saxia w Rzymie, w Norymberdze, a nawet w Polsce w budynku poduchackim w Sandomierzu do niedawna funkcjonował Szpital Powiatowy . W pozostałościach po krakowskim szpitalu Duchaków do dzisiaj mieszczą się przychodnie.

Na terenie Polski, podobnie jak w całej chrześcijańskiej Europie, powstawały liczne fundacje szpitalne .Z czasem było ich w większych miastach nawet po kilkanaście / np. w XVI wieku w Poznaniu było już 12 szpitali /.Dochodziły do tego leprozoria oraz domy odosobnienia dla zakaźnie chorych organizowane na czas morowej zarazy poza murami miasta.

Pomimo burzliwych dziejów Ziem Polskich, wiele uposażonych w dobra ziemskie fundacji szpitalnych czy opiekuńczych przetrwało do lat 40 naszego stulecia. Jak np. tzw „dom dziadowski” w Bochni posiadający tak zwane „dziadowskie pola „ , czy „rolę Św. Antoniego”, czy też przytułek /szpital/ parafialny w Lipnicy Murowanej .

Wprowadzana eksperymentalnie idea społeczeństwa rewolucyjnego położyła kres tym osadzonym w tradycji i w świadomości lokalnej społeczności instytucjom, nie pozwoliła im przystosować się w sposób ewolucyjny do wymogów współczesności.

Zachodzące zmiany doprowadzając do zerwania tradycyjnych więzi społecznych, zaburzając hierarchię społeczną, a przede wszystkim eliminując z życia społecznego przejawy duchowości i religijności powodowały, że śmierć stała się tematem niesłusznym ideologicznie usuwanym wstydliwie poza nawias życia społecznego.

Przez ostatnie dziesiątki lat w całym cywilizowanym świecie zmienił się radykalnie model umierania .Dotyczy to zwłaszcza chorób przewlekłych, w których współczesna medycyna wydłużyła okres przeżycia, a tym samym okres umierania. Przedłużenie długości życia oraz techniczne możliwości podtrzymywania funkcji życiowych zmieniły tradycyjny model umierania „na starość”. Przykłady agonii w postaci znanej z opowieści lub literatury , kiedy to dostojny starzec otoczony liczną rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami, którzy odmawiają modlitwy za konających, podczas gdy kapłan udziela wiatyku, należą obecnie do wielkiej rzadkości. Pamiątką istniejącego, kiedyś społecznego znaczenia śmierci jako czynnika integrującego, są spotykane jeszcze gdzieniegdzie tzw. dzwony konających, których dźwięk informował lokalną społeczność, że jakiś jej członek odchodzi i wzywał do modlitwy w jego intencji. Dzwon taki możemy zobaczyć w murze klasztoru OO. Reformatów w Krakowie od strony placu Szczepańskiego przy ulicy Reformackiej. Kto dzisiaj usłyszał by jego głos w zgiełku miasta. Dzisiejsza śmierć jest bardziej samotna niż kiedykolwiek, jest anonimowa, jest czymś wstydliwym, jest traktowana jako porażka, jako błąd sztuki medycznej.

Większość z dzisiejszych rozstań z życiem odbywa się w scenerii zmechanizowanych sal intensywnej opieki, lub o wiele częściej w przypadku chorób długotrwałych, wyniszczających w ciemnych zaułkach szpitalnych korytarzy, w atmosferze zażenowania otoczenia, które sprawia wrażenie, że odczuwa dużą niestosowność tego wydarzenia. Śmierć traktowana jest jako coś wstydliwego i nieczystego. Widzi się w niej jedynie absurd, niepotrzebne cierpienie, ból i strach, coś skandalicznego, nie do przyjęcia.

W większości przypadków w naszych poczynaniach z chorymi terminalnymi stosujemy zasadę tzw. zastrzeżonej świadomości „ czyli nieujawniania pacjentowi prawdy o spodziewanym niepomyślnym rokowaniu co do jego życia . Bywa , że takie postępowanie jest słuszne i jedyne do przyjęcia przez chorego. Odnoszę jednak czasami wrażenie , że nie ujawnianie prawdy o zbliżającej się śmierci jest nie tyle oszczędzaniem pacjenta ,co nas samych, personelu medycznego, któremu łatwiej jest pracować z chorym nieuświadomionym o swoim stanie. Zdarza się nawet, że inteligentny ,wrażliwy pacjent chcąc oszczędzić rodzinie i personelowi medycznemu niezręcznych, trudnych sytuacji udaje, że nie orientuje się w swoim stanie, nawet symuluje poprawy. Wynika to z tego, że zagubiliśmy w sobie koncepcję przeżywania śmierci jako zwieńczenia życia .Czasami nawet argumenty religijne nie są w stanie przesłonić lęku i odrzucenia świadomości śmierci ,odrzucenia czegoś co jest przecież nieuniknione i nierozerwalnie związane z życiem. Powracając do aspektu historycznego ,ale już historii współczesnej , jako ciekawostkę przytoczyć trzeba, że twórczynie współczesnego ruchu hospicyjnego były związane z Polakami i Polską okresu II Wojny Światowej i tuż po wojnie.

Anglikańska pielęgniarka Cecylia Saunders , ochotniczka opiekująca się w 1940 roku rannymi lotnikami w czasie Bitwy o Anglię ,zetknęła się z jednym z nich Dawidem Taśmą ponownie zaraz po wojnie kiedy ,chory na nowotwór złośliwy konał w męczarniach na pięćdziesięcio łóżkowej sali szpitala św.Łukasza w Londynie .Zaprzyjaźniony z pielęgniarką Saunders Polak , omawiał potrzebę udoskonalenia lekarskiej sztuki łagodzenia cierpień i stworzenia specjalnego szpitala, w którym ludzie umierali by z godnością. Złożył on na ten cel pierwszą cegiełkę w wysokości 500 funtów.. Cecylia Saunders zbierała potem przez wiele lat fundusze, studiując na uniwersytecie kilka wydziałów w tym także medycynę.

Szpital prze nią zaplanowany i zbudowany jako Hospicjum Św. Krzysztofa został otwarty w Londynie w 1967 i stał się modelową placówką dla oddziałów tego typu na Świecie , upowszechniając ideę opieki nad chorymi w okresie terminalnym.

Autorka słynnej książki pod tytułem „Śmierć i umieranie „ Elżbieta Kübler –Ross urodziła się w zamożnej szwajcarskiej rodzinie , jako jedna z trzech identycznych trojaczek.

Wcześnie zetknęła się z działalnością Alberta Schweitzera i postanowiła zostać lekarką. Pełna zapału i ideałów pracowała na oddziale dermatologicznym w Zurichu, gdzie od swojego przełożonego, polskiego Żyda dr Weitza , dowiedziała się o pilnej potrzebie niesienia pomocy medycznej w udręczonej wojną Polsce. Obiecała mu ,że gdy tylko nadarzy się taka okazja pojedzie do Polski z misją medyczną. Nastąpiło to szybko ,wbrew zastrzeżeniom rodziny Elżbieta Kübler zaciągnęła się w szeregi Międzynarodowej Ochotniczej Służby dla Pokoju.

Pokonując duże trudności pracując po drodze jako robotnica rolna ,Elżbieta przedostała się do Polski , gdzie po nauczeniu się polskiego pracowała w szpitalu polowym, asystując polskim felczerkom. Jednym z pacjentów było chore na tyfus ostatnie żyjące dziecko matki, której mąż i dwanaścioro dzieci zginęło w obozie na Majdanku. Elżbieta z matką chłopczyka zaniosła dziecko do szpitala w Lublinie, gdzie wymogła na lekarzu przyjęcie małego. Po jakimś czasie dowiedziała się ,że chłopiec wyzdrowiał. Wdzięczna matka ofiarowała jej wtedy zawiniątko „poświęconej polskiej ziemi”. Dla Elżbiety był to najcenniejszy dar jaki kiedykolwiek w życiu otrzymała. Po kolejnych dramatycznych przeżyciach Elżbieta Kübler powróciła do Szwajcarii, gdzie ukończyła studia medyczne i po wyjściu za mąż wyjechała do Stanów Zjednoczonych.

Zabrała tam ze sobą przeświadczenie „ ,że medycyna ma granice i jest to fakt, którego nie uczą na studiach. Nie uczą także, że współczujące serce może uzdrowić niemal wszystko. Parę miesięcy na wsi przekonały mnie, że bycie dobrym lekarzem nie ma nic wspólnego z anatomią ,chirurgią czy przepisaniem właściwego lekarstwa.. Największa pomoc jaką lekarz może udzielić pacjentowi, polega na tym, że będzie wrażliwym, troskliwym, oddanym człowiekiem.” Widząc w USA zmowę milczenia wokół śmierci, Kübler Ross prowadziła na uniwersytecie w Chicago seminarium o śmierci i umieraniu. Stany Zjednoczone przeżywały wówczas wielki boom technologiczny w medycynie. Niektórzy obserwatorzy dziwili się, że w ogóle pozwala się ludziom umierać. W tym to czasie Kübler Ross podjęła się pionierskiej pracy ,przecierając drogę nowej dziedzinie ,nauce o śmierci i umieraniu tenatologii.

Analizując zgromadzony materiał wyróżniła ona 5 głónych etapów umierania ; odrzucanie prawdy. bunt, targowanie się z losem, depresja i przyzwolenie. W kolejnej pracy Death: the final stage of Growth w 1975 ujęła je jako opór., załatwianie spraw, otwarcie się na transcedencję, zbliżenie się do uniwersalnej miłości. W swoich seminariach mówiła ,że „..każdy życiowy problem jest darem dającym okazję do wzrostu .W życiu każdego człowieka aktywizują się kolejno kwadrant fizyczny, emocjonalny, intelektualny i wreszcie duchowy. Gdy zbliżamy się do śmierci, funkcjonujemy niemal wyłącznie w oparciu o kwadrant duchowy. Umierający, niezależnie od wieku wydają się przepełnieni mądrością.”

Przez wiele lat powtarzała „Żyj tak, żebyś nie musiał żałować tego ,co zrobiłeś, czy żałować ,że nie zrobiłeś czegoś inaczej. Żyj uczciwie i pełnią życia” Sama zawsze stosowała te zasady. U kresu życia ,sama doświadczona ciężką chorobą i zraniona napaściami na nią, jej poglądy , a nawet na życie i mienie napisała:

„Dawnymi czasy medycyna zajmowała się uzdrawianiem, a nie zarządzała leczeniem w kontekście ekonomicznym. Znów trzeba podjąć tę misję. Lekarze , pielęgniarki i naukowcy muszą uznać, że są sercem społeczności , tak jak duchowni są jej duszą. Pomoc współbraciom-bogatym czy biednym ,czarnym, białym, żółtym czy brązowym-musi stać się ich priorytetem. Wierzcie mnie ,której zapłacono kiedyś „poświęconą polską ziemią” ,że nie ma większej nagrody…Mimo wszystkich cierpień jestem ciągle przeciwna doktorowi Kevorkianinowi ,który przedwcześnie skraca ludziom życie ,dlatego, że odczuwają ból lub niewygodę. Nie rozumie on, że pozbawia ich tej ostatniej lekcji ,której muszą się nauczyć, zanim przejdą dalej.

Teraz ja uczę się cierpliwości i poddania. Jest to trudna lekcja, ale wiem, że Najwyższy ma swój plan. Wiem, że On zna czas, w którym opuszczę ciało jak motyl swój kokon. Jedynym zadaniem życia jest wzrost. Nie ma przypadków”

Na pytanie czy jako Towarzystwo sprostamy wymaganiom jakie sobie stawiamy, odpowiedzi udzieli czas. Przystępując do organizacji ruchu hospicyjnego na terenie Bochni mamy świadomość , że tego czasu będzie nam dużo potrzeba, niemniej trzeba kiedyś zacząć. Mamy również świadomość , że nie poznamy do końca istoty cierpienia, nie poznamy wszystkich tajników sprawowania opieki nad umierającymi, zbliżymy się jedynie do Tajemnicy. Będziemy mogli pełniej uczestniczyć w misterium życia i śmierci. Pytana o przygotowywanie do pracy hospicyjnej Cecylia Saunders odpowiedziła: „Trzeba się uczyć opieki nad umierającymi od nich samych. Dzieje się tak jednak tylko wówczas, gdy spogląda się na nich z respektem, nigdy tylko z litością, i gdy daje się im okazję do uczenia. To oni przekonują nas, że strach przed śmiercią można pokonać.” Kończąc te rozważania przytoczę jeszcze słowa Rainera Marii Rilkego jako zwieńczenie i dopowiedzenie tematu: „Każdemu daj śmierć jego własną ,Panie Daj umieranie, co wynika z życia, Gdzie miał swą miłość, cel i biedowanie…..”

mj

Bibliografia: 1.Elizabeth Kübler-Ross, „Koło życia” tyt. oryginału „The Wheel of life” wyd. Świat Książki, 2000 2.red. ks. Tadeusz Gadacz SP, „Wypisy z ksiąg filozoficznych o życiu o śmierci” wyd. Znak, 1995 3.red. Leonard Pearson „Śmierć i umieranie” PZWL;wyd. II, 1975 4.”Encyklopedia Katolicka” wyd. KUL, 2008